0638. DUO Williams Cathy - Romans z szefem, Gorący Romans

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cathy Williams
Romans z szefem
Constantinou’s Mistress
Tłumaczyła Hanna Walicka
R
OZDZIAŁ PIERWSZY
Do uszu Lucy dobiegł z oddali odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Zatrzymała dłonie na
klawiaturze komputera.
O tej porze nie powinno tu być nikogo. Dochodziła jedenasta w nocy. Godzina i dzień
wydawały się nieodpowiednie na składanie wizyt w tym miejscu. Powoli odsunęła krzesło. Czuła
się zupełnie bezbronna w jasno oświetlonym pomieszczeniu. Tylko tutaj paliło się światło,
podczas gdy cały budynek tonął w ciemnościach. KaŜdy mógł podejść i ją zobaczyć, sam nie
będąc widziany.
Imponujące biuro Nicka Constantinou zostało tak zaprojektowane, Ŝe nie moŜna było się w
nim ukryć. Ani pustych szaf, ani grubych aksamitnych portier. Okna pokoju znajdującego się na
drugim piętrze budynku o ścianach z przydymionego szkła zaopatrzono tylko w Ŝaluzje. Próba
wciśnięcia się pod nie byłaby groteskowa.
Sam pomysł, Ŝeby się ukryć, budził śmiech. Lucy Reid miała zbyt wiele rozsądku, by
wyobraŜać tu sobie złodziei czy bandytów.
Odetchnęła głęboko i na palcach podeszła do drzwi łączących jej pokój z gabinetem Nicka.
OstroŜnie zajrzała do ciemnego wnętrza, nie spodziewając się, iŜ cokolwiek zobaczy. Za oknem
wiał wiatr, a gałęzie drzew nieprzyjemnie uderzały o szyby. Poza tym wokół panowała cisza.
Serce podeszło jej do gardła, gdy spostrzegła ciemną postać zdąŜającą w jej kierunku.
— Czym mogę słuŜyć? — spytała głośno, uświadamiając sobie, Ŝe takie słowa wypowiadane
nocą w zamkniętym biurze muszą brzmieć głupio.
Niewłaściwość pytania przyprawiła ją o nerwowy śmiech.
— Kto tam? — zawołała, zastanawiając się, jak szybko zdoła stąd uciec i znaleźć się na
schodach.
Była drobna, niewysoka, a ten, kto się zbliŜał, odznaczał się potęŜną posturą.
— A jak myślisz? — usłyszała.
MęŜczyzna sięgnął do wyłącznika i zapalił światło na korytarzu. Dziewczyna odetchnęła z
ulgą.
— Dziki, niebezpieczny bandyta plądruje luksusowe biuro Nicka Constantinou? — Zrobił
szeroki ruch ręką.
Własne zachowanie musiało go rozbawić, bo się roześmiał, kiwając głową. Potem wsparł się o
ścianę. Lucy popatrzyła nań z konsternacją.
— Co tu robisz, Nick? — Z wahaniem podeszła do szefa. — Nie powinieneś być…? Dobrze
się czujesz?
— Gdzie… powinienem być? — Przestał się śmiać równie nagle, jak zaczął.
Gdy spojrzał na nią, zauwaŜyła, Ŝe ma podkrąŜone oczy i wzrok świadczący o tym, iŜ sporo
wypił. Ten widok zaskoczył dziewczynę. Wiedziała, Ŝe Nick Constantinou nigdy nie naduŜywał
alkoholu. Nie widziała, by pił, nawet podczas słuŜbowych przyjęć, na których wielokrotnie mu
towarzyszyła, będąc prawie od roku jego sekretarką.
— Nie odpowiedziałaś na pytanie.
— Jakie pytanie? — wyjąkała.
— Gdzie, według ciebie, miałbym być?
Nawet pozostając pod wpływem alkoholu, Nick Constantinou emanował zapierającym dech
męskim urokiem. Ponury, ciemny strój, czarny krawat rozluźniony pod szyją i obszerny płaszcz
przypominający pelerynę czarnoksięŜnika podkreślały tłumioną pasję. Wiatr potargał mu ciemne
włosy, więc męŜczyzna nerwowo przeciągnął po nich palcami.
— Sądziłam, Ŝe… będziesz w domu z krewnymi…
— W końcu pochowałeś Ŝonę, pomyślała.
— Muszę usiąść. — Minął ją i zniknął za drzwiami gabinetu.
Lucy nie wiedziała, czy ma za nim pójść, czy dyskretnie zniknąć. Przestała się wahać, gdy
dobiegł ją głos szefa.
— Przynieś mi trochę wody! Albo zaparz kawy!
— Woda będzie lepsza. — Dziewczyna weszła do gabinetu i zapaliła lampę na biurku. —
Jeśli duŜo wypiłeś, jesteś odwodniony. Potrzebujesz duŜo wody.
— Zawsze rozsądna, prawda? — zaŜartował, biorąc od niej szklankę i sadowiąc się na
obszernej kanapie.
— Godna zaufania, kiedy chodzi o dobrą radę.
Sekretarka skrzywiła się. Tak, dobra, stara, godna zaufania Lucy, która znakomicie prowadziła
sekretariat i nigdy nie traciła głowy. Dobra, stara Lucy, która nie umiała siedzieć w tym samym
pokoju co szef, Ŝeby go nie obserwować, gdy tego nie widział, nie marzyć o nim, poniewaŜ był
Ŝonaty i poza zasięgiem kogoś tak przeciętnego jak ona.
— A więc myślisz, Ŝe powinienem był wrócić bezpiecznie do domu? — Nick oparł głowę o
kanapę, jedną ręką zakrył oczy, a w drugiej trzymał szklankę z wodą.
Tak, dodał w duchu, wypadało wrócić do domu i oddać się Ŝałobie, godnie dźwigać los
wdowca przyjmującego wyrazy współczucia od krewnych. Myśl o tym przyprawiała go o
mdłości.
— Czy ktoś wie, Ŝe tu jesteś? MoŜe zadzwonić…
— Nie! — Spojrzał na nią błyszczącymi, czarnymi oczami. — Nie chcę, Ŝeby mnie
traktowano jak inwalidę, który nie potrafi dać sobie rady.
— Mogą się niepokoić — nalegała Lucy.
— Usiądź. Szyja zaczyna mnie boleć od zadzierania głowy, kiedy na ciebie patrzę.
Dziewczyna przysunęła jedno z krzeseł, lecz rzucił zirytowanym tonem:
— Siadaj na kanapie.
— Słuchaj, jeśli chcesz być sam, lepiej pójdę…
— Co tu w ogóle robisz? — spytał, ignorując jej słowa. — Tkwisz w biurze o jedenastej w
nocy? Nie masz dokąd pójść?
— Oczywiście, Ŝe mam. — Lucy straciła cierpliwość i spojrzała na niego spod rzęs. — Byłam
trochę roz — strojona, jeśli chcesz wiedzieć. Pogrzeby… — słowo przetoczyło się w ciszy jak
kamień i dziewczyna musiała odkaszlnąć, by móc mówić dalej — …mnie przygnębiają.
Pomyślałam, Ŝe łatwiej się pozbieram, jeśli przyjdę tutaj i popracuję. Wiem, Ŝe to brzmi trochę
dziwnie, ale… — przerwała i siedziała sztywno, czując napięcie we wszystkich mięśniach.
— Pogrzeby są przygnębiające — zgodził się Nick bez emocji.
— Wiem, Ŝe juŜ to dzisiaj mówiłam, ale naprawdę… bardzo ci współczuję… moŜe rozmowa
o tym, co się stało, sprawi ci ulgę?
— To był wypadek samochodowy. — MęŜczyzna przycisnął palce do powiek.
Znów miał dojmujące poczucie winy, iŜ nie czuje smutku, którego wszyscy po nim oczekują.
Pozornie Gina była kobietą, jakiej męŜczyzna moŜe pragnąć. Piękna, pociągająca.
PrzymruŜając powieki, wabiła lśniącymi, długimi, ciemnymi włosami, co sprawiało, Ŝe kaŜdy
gotów był dla niej zrobić wszystko.
Przez pewien czas czuł się nią zauroczony, jak kaŜdy inny męŜczyzna, który znalazłby się na
jego miejscu. Sądził, Ŝe to będzie trwało wiecznie, ale się zawiódł. Tak naprawdę, jego dwuletnie
małŜeństwo istniało jako szczęśliwe tylko cztery miesiące, potem wszystko się zmieniło.
— Ile wypiłeś?
— Wystarczająco duŜo, Ŝeby zapomnieć.
— Była piękna — powiedziała cicho Lucy. — Nie potrafię sobie wyobrazić, co przeŜyłeś
przez ostatnie dwa tygodnie…
— Nie próbuj — rzucił gwałtownie Nick.
Nie był w stanie jasno myśleć, a głos dziewczyny koił nerwy. Przez moment miał ochotę
powiedzieć jej całą prawdę. Koszmar, który go dręczył, nie miał nic wspólnego z Ŝalem po
śmierci Ŝony.
Doskwierała mu pamięć o tym, jak się zachowywała, jak złośliwie wypominała, Ŝe nie jest
męŜczyzną, który by ją zadowolił, Ŝe kocha tylko swoją pracę. KaŜde oskarŜenie oddalało go od
Giny coraz bardziej. Potem zaczęła wychodzić wieczorami i nie wracać na noc. Wreszcie mu
zobojętniała.
Jednak nie miał siły, by przeciąć małŜeńskie więzy. A potem zadzwonił z Grecji jej ojciec i
zawiadomił, Ŝe miała wypadek na jednej z wąskich dróg, którą jechała z nadmierną szybkością
do rodzinnej posiadłości. Spodziewał się wyrzutów sumienia związanych ze świadomością, iŜ
moŜe gdyby poświęcał jej więcej uwagi, nie doszłoby do tego wszystkiego, nie wyjechałaby z
Londynu, by szukać rozrywki gdzie indziej.
Jednak wyrzuty sumienia nie nadeszły. Wypadek ujawnił, Ŝe go zdradzała. Wraz z nią zginął
jej kochanek. Ciała znaleziono splecione w ostatnim uścisku.
Zastanawiał się, co powiedziałaby jego przykładna sekretarka, usłyszawszy taką historię.
Otworzył oczy i spojrzał na nią, aŜ zaczęła się czerwienić, czując na sobie badawczy wzrok
szefa.
— Rumienisz się jak nastolatka — zauwaŜył. — Musiałem cię nieźle wystraszyć w ciemnym
korytarzu. — Alkohol nieco wywietrzał mu z głowy. — Dziwię się, Ŝe nie zadzwoniłaś na
policję.
— Miałam zamiar. Byłeś ostatnią osobą, jakiej mogłam się spodziewać.
— Nie byłem w stanie wytrzymać w domu. Pogrzeb był wystarczająco trudnym przeŜyciem, a
jeszcze towarzystwo dwóch greckich rodzin, dziwiących się, czemu chowam ją tutaj… Te
współczujące uśmiechy, ledwie skrywające przekonanie, Ŝe jako Greczynka powinna być
grzebana tam… Nie do wytrzymania. Musiałem od nich uciec…
To było więcej niŜ komukolwiek kiedykolwiek wyznał. Zastanawiał się, czy w ogóle byłby w
stanie innej osobie coś takiego powiedzieć. Pewnie nie. Lecz Lucy patrzyła na niego z takim
zrozumieniem, Ŝe nie mógł się powstrzymać od wyrzucenia z siebie wszystkiego, co go dręczyło.
To jakieś szaleństwo.
— Czemu zdecydowałeś się… no wiesz… pochować ją tutaj?
— PoniewaŜ tu mieszkała i ja tu mieszkam. — Uśmiechnął się blado. — Poza tym, czyŜ nie
powinienem mieć jej w pobliŜu, by pielęgnować pamięć o ukochanej Ŝonie?
Bezustannie przypominać sobie o pustce instytucji małŜeństwa i zdradliwości kobiet, dorzucił
w duchu. Lucy skinęła głową i zapadła cisza.
— Czas, Ŝebym wróciła do domu — powiedziała w końcu. — Dasz sobie radę? MoŜe jednak
powinnam po kogoś zadzwonić? Czasem w takiej sytuacji… czyjeś towarzystwo pomaga.
— JuŜ je mam — rzekł, obejmując ją wzrokiem podkrąŜonych oczu w taki sposób, Ŝe poczuła
to kaŜdym nerwem.
Po raz pierwszy miała świadomość, iŜ patrząc na nią, nie widzi wyłącznie bezpłciowej
sekretarki. Spojrzenie działało jak dzwonek alarmowy. MęŜczyzna pogrąŜony w Ŝalu, który za
duŜo wypił, nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Ona zaś nie miała pojęcia, kogo
widział, spoglądając na nią w tak szczególny sposób, ale z pewnością nie taką Lucy, jaką była
naprawdę. MoŜe przywoływał w wyobraźni twarz Ŝony? Fizycznie bardzo się od siebie róŜniły.
Jedna drobna, szczupła, o chłopięcej sylwetce, jasnej cerze i krótkich, jasnych włosach, druga
ponętna, o bujnych kształtach, ciemnooka, z oliwkową cerą i długimi, ciemnymi włosami.
Jednak Lucy tak długo marzyła o Nicku jako męŜczyźnie, o tym, Ŝe jej dotyka, pieści, Ŝe fakt,
iŜ teraz skoncentrował na niej uwagę, wprawił ją w podniecenie.
— Robi się późno. Naprawdę muszę iść… — zaczęła.
— A co się stanie, jeśli nie pójdziesz?
— Nie rozumiem.
— Ktoś na ciebie czeka w domu?
— No cóŜ…
— Rodzice?
— Nie mieszkam z rodzicami! Zostali w Kornwalii. Myślisz, Ŝe mam dwanaście lat?
— Przepraszam. — Uśmiechnął się, co przyprawiło ją o bicie serca. — Zmieszało cię moje
przypuszczenie.
— W jego spojrzeniu było coś, nad czym trudno przejść do porządku dziennego, coś, co
wywoływało poruszenie. — Ciągle masz na sobie Ŝałobny strój — zauwaŜył.
— Długo tu jesteś? Pracowałaś jak mrówka?
— Nie pojechałam do twojego domu po pogrzebie. Przepraszam, ale nie mogłam znieść…
— Współczujących tłumów? Jest coś obscenicznego w gromadzeniu się tylu osób z takiej
okazji, prawda? Trzeba gadać, wspominać z krewnymi dawne czasy, mieć odpowiednio Ŝałobny
wyraz twarzy.
Drgnęła, słysząc tak cyniczne słowa, lecz zaraz pomyślała, iŜ ludzie róŜnie objawiają Ŝal po
stracie najbliŜszych.
— To trudne chwile — powiedziała. — Słuchaj…
— Nie odchodź. — Wyciągnął rękę i chwycił ją za przegub, co natychmiast przyprawiło ją o
uderzenie gorąca. — Jeszcze nie teraz.
— Chcesz więcej wody? — spytała rozpaczliwie.
Ręka bezwładnie spoczywała w uścisku męŜczyzny, lecz Lucy z niezwykłą wyrazistością
odczuwała dotknięcie jego dłoni.
— Powinieneś duŜo pić — wymamrotała, nerwowo przebiegając wzrokiem po ciemnej,
przygaszonej twarzy Nicka.
— Zostań. Porozmawiaj ze mną. Opowiedz, co robiłaś po wyjściu z kościoła. Dokąd poszłaś?
— Ja… Pojechałam do supermarketu. Miałam wrócić do domu, ale w sklepie było duŜo ludzi,
więc nim wszystko załatwiłam, minęło duŜo czasu, chyba z półtorej godziny! To takie pospolite,
nudne…
— Twój głos działa uspokajająco. — MęŜczyzna bezwiednie przesuwał palcem po jej
przegubie, co przyprawiało o rozkoszny dreszcz.
Lucy próbowała uporządkować myśli, lecz wzrok Nicka działał tak hipnotyzująco…
— Hmm. — Uśmiechnęła się niepewnie. — Jeśli bardzo chcesz wiedzieć, wyszłam z
supermarketu, zostawiłam zakupy w domu i pomyślałam, Ŝe nie zdołam usiedzieć w mieszkaniu,
więc postanowiłam wybrać się do restauracji, Ŝeby coś zjeść…
— Sama?
— Tak.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kosz-tkkf.pev.pl
  •