075 - Dziewica - Leone Laura, harlequin desire

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LAURA LEONE
DZIEWICA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Długo go szukała. Trochę się bała tego spotkania,
ale nie chciała go odwlekać. Nigdy nie radziła sobie
z Ŝyciowymi problemami. Zastosowała więc tę samą
metodę, której zawsze uŜywała do prowadzenia badań
naukowych. Wiedziała, Ŝe poszukiwany przez nią
człowiek jest właścicielem łodzi, dlatego najpierw
odwiedziła port.
Weszła do kapitanatu. Dwaj młodzi męŜczyźni
uśmiechnęli się wprawdzie do niej, ale byli tak zajęci,
Ŝe przez dobre dziesięć minut Ŝaden z nich nie raczył
się zainteresować, po co w ogóle przyszła. Oczywiście,
wszystko przez to, Ŝe nie potrafi zwracać na siebie
uwagi. Gdyby tu była jej siostra, Catherine, ci młodzi
brodacze na wyścigi spełnialiby wszystkie jej Ŝyczenia.
Ona to osiąga samym tylko podniesieniem głowy
albo skinieniem ręki.
- Nazywam się Clowance Masterson. - Chciała,
Ŝeby to zabrzmiało powaŜnie. - Szukam Michaela
0'Grady.
Jeden z nich, chudy, zastanawiał się przez chwilę.
-
Och! Chodzi pani o Shady'ego - powiedział
wreszcie.
-
Shady'ego?
-
O Shady'ego 0'Grady.
-
Shady 0'Grady - powtórzyła automatycznie.
Widocznie ten człowiek jest jeszcze gorszy, niŜ się
spodziewała. - Zna go pan?
Obaj męŜczyźni roześmiali się głośno, robiąc przy
tym domyślne miny.
6
DZIEWICA
DZIEWICA
7
-
No pewnie. Wszyscy go tu znają - powiedział
chudy.
-
Rozumiem. - Nerwowo oblizała wargi. - Czy
wie pan, gdzie go mogę znaleźć?
-
Stanowisko trzydzieści jeden - chudy pokazał
palcem w kierunku przycumowanych do nabrzeŜa
łodzi. - Widzi pani?
-
Ja...
-
Jest tam. - Chudy znów się roześmiał. - I jesz-
cze długo tam będzie.
-
Czy mógłby pan... - Odwróciła się, ale on juŜ
sobie poszedł. Od Zatoki Meksykańskiej powiał ciepły
wietrzyk.
Szła po drewnianych balach, zbliŜając się coraz
bardziej do Shady'ego 0'Grady i jego łodzi. Nie
spodziewała się, Ŝe tak szybko go odnajdzie. Teraz,
kiedy był juŜ blisko, zdała sobie sprawę, Ŝe nie
obmyśliła Ŝadnego planu działania. Skończyła dwa
fakultety i prawie całe jej dotychczasowe Ŝycie polegało
głównie na studiowaniu. Ma dwadzieścia sześć lat
i Ŝadnego doświadczenia Ŝyciowego. Zupełnie nie
wie, jak powinna się w tej sytuacji zachować.
Minęła jakieś łodzie rybackie i parę jachtów.
Wreszcie dotarła do miejsca, w którym Shady 0'Grady
zakotwiczył swoją starą i mocno podniszczoną łódź.
Clowance przystanęła. Patrzyła na kręcącego się po
pokładzie męŜczyznę. Wystarczyło jej jedno spojrzenie
na tego obdartego łowcę przygód, Ŝeby zrozumieć,
jak beznadziejną podjęła decyzję.
Nie było najmniejszej wątpliwości, Ŝe ma przed
sobą Michaela 0'Grady, tego samego męŜczyznę,
którego fotografia sprzed pięciu lat (kiedy został
aresztowany) leŜała w teczce z dokumentami w jej
pokoju hotelowym.
Teraz, kiedy stał przed nią Ŝywy, przeraziła się
własnej odwagi. Dlaczego przyszła tu zupełnie sama?
Spodziewała się, Ŝe 0'Grady będzie wyglądał pode-
jrzanie, ale nie sądziła, Ŝe będzie aŜ tak źle. I Ŝe będzie
taki przystojny... Zawsze w obecności przystojnych
męŜczyzn Clowance stawała się roztargniona i nie-
zdarna.
Nie widział jej. Bardzo zaabsorbowany pochylał
się nad rozłoŜonymi na pokładzie częściami jakiejś
maszyny. Mocno zbudowany, miał szerokie, silne
ramiona. Mięśnie na jego rękach i nogach napinały
się przy kaŜdym ruchu. Był opalony i miał długie
kręcone włosy, spalone słońcem. Sprawiał wraŜenie
dzikiego drapieŜnika, który potrafi przetrwać w naj-
sroŜszych warunkach. Kiedy na własne oczy zobaczy-
ła tego łajdaka, poczuła, jak strach bierze górę nad
rozumem i kaŜe jej uciekać, zanim ten przestępca
poczuje na sobie jej spojrzenie, zanim ją zauwaŜy
i przygwoździ wzrokiem, a potem podejdzie, Ŝeby
zabić.
Powoli, jakby się obawiała, Ŝe zwyczajem wilków
moŜe w kaŜdej chwili poczuć jej zapach, zaczęła się
wycofywać. W końcu mogę obserwować tę łódź
z bezpiecznej odległości, pomyślała.
- Ty cholerna dziwko! - zaklął nagle.
Clowance aŜ krzyknęła ze strachu. Shady 0'Grady
zerwał się na równe nogi i rozejrzał wokoło. ZauwaŜył
ją. Jego oczy były błyszczące i niebieskie jak morze.
Miał mocne szczęki, wystające kości policzkowe, prosty
nos. Był tak przystojny, Ŝe patrzyła na niego oniemiała.
Jego spojrzenie ześliznęło się w dół, na usta Clowance.
Dziewczyna na chwilę wstrzymała oddech. Wreszcie
udało jej się oderwać od niego oczy.
- Przepraszam, ja tylko... - Miał wyjątkowo
dźwięczny głos. DrŜała w oczekiwaniu na to, co
jeszcze usłyszy. Minęła długa chwila, zanim odwaŜyła
się podnieść wzrok. WciąŜ jej się przyglądał. Wreszcie
uśmiechnął się trochę zakłopotany. - Spędzam z nią
8
DZIEWICA
DZIEWICA
9
bardzo duŜo czasu - powiedział opierając się o reling.
- JuŜ nawet zacząłem do niej mówić.
-
Do kogo?
-
Do swojej łodzi.
-
Ach, tak... - Spostrzegła na burcie wypisaną
czerwoną farbą jej nazwę: „Scarlet Harlot".
Shady jeszcze chwilę patrzył na stojącą przed nim
młodą kobietę. Była taka blada, jakby dopiero co
przyjechała do Key West. Wysoka, szczupła, długie
włosy związała z tyłu w koński ogon. Miała na nosie
ogromne okulary, które nadawały jej wygląd intelektua-
listki, a za okularami kryły się duŜe szare oczy. Była bez
makijaŜu, a długa bawełniana spódnica i luźna bluzka
wisiały na niej, jakby chciały ukryć jej wdzięki. Poczuła
na sobie jego spojrzenie. Zaczerwieniła się i przygryzła
dolną wargę. Jej zakłopotanie wzbudziło w nim dziwną
czułość i nagle, zupełnie nie wiadomo dlaczego, poczuł
się odpowiedzialny za tę obcą dziewczynę, która stała
przed nim nieruchomo, jakby wrosła w ziemię.
-
Szuka pani kogoś? - zapytał. Na dźwięk jego
głosu mocniej ścisnęła torebkę i zrobiła krok do tyłu.
-
Tak, szukam pana - powiedziała.
Shady zastygł. Nie lubił, kiedy go szukano, ale
skoro go znalazła, moŜe lepiej od razu dowiedzieć się,
czego znów od niego chcą.
-
Ile? - zapytał.
-
Co takiego? - Przestraszyła się.
-
Mów śmiało, nie owijaj w bawełnę. Kto chce ode
mnie pieniędzy i ile?
-
Ja... Ja nie wiem.
-
No dobrze, niczego nie kupujesz i niczego nie
sprzedajesz, więc kim jesteś?
-
Nazywam się Clowance Masterson. - Popatrzyła
na niego badawczo, ostroŜnie podeszła do łodzi
i wyciągnęła rękę.
Rozbawiły go jej salonowe maniery. Uśmiechnął
się, wychylił z łodzi i podał jej rękę.
-
Shady 0'Grady - przedstawił się.
-
Wiem - powiedziała smutno.
Wydała mu się rozbrajająco delikatna. Na chwilę
zatrzymał jej dłoń w swojej. Miała wiotkie palce,
subtelny zapach i ciepłą skórę. Przypomniała mu o tym,
Ŝe juŜ dosyć dawno... Znów się zaczerwieniła i spróbo-
wała uwolnić dłoń z jego uścisku. Puścił ją natychmiast.
-
No więc, po co mnie pani szukała, panno
Masterson?
-
Pan ma mojego dziadka. Chcę go stąd zabrać
- odrzekła po chwili wahania.
Zaskoczyła go. Nigdy dotąd nikt nie oskarŜał go
o porwanie.
- Słucham? - zapytał.
Clowance podniosła szczupłą dłoń i osłaniając oczy
przed promieniami tropikalnego słońca spojrzała na
Shady'ego. Znów poczuł idiotyczną chęć zaopieko-
wania się nią.
-
Proszę posłuchać - odezwał się. - Nie powinna
pani stać na słońcu bez kapelusza. Ma pani bardzo
jasną cerę. Proszę wejść na pokład...
-
Nie! - Cofnęła się, ujrzawszy jego wyciągniętą
dłoń. - Proszę się do mnie nie zbliŜać.
Zdziwiło go przeraŜenie malujące się na jej twarzy
Rozejrzał się wkoło, Ŝeby sprawdzić, co mogło ją tak
bardzo przestraszyć. Niczego specjalnego nie zauwaŜył.
- W porządku, chudzino - skrzyŜował ręce na
piersi - niech będzie po twojemu. Postoimy sobie
w tym palącym słońcu jak oszalałe psy i Anglicy.
-
Nie przyszłaś po pieniądze?
Potrząsnęła przecząco głową.
-
No więc, co chcesz mi sprzedać?
- Nic. Niczego nie sprzedaję. To znaczy... moja
rodzina handluje pieczywem, ale ja osobiście nie...
- paplała trochę bez sensu.
10
DZIEWICA
DZIEWICA
11
-Coward* - powiedziała.
-
Co takiego?
-
To cytat z Noela Cowarda. Właściwie niedokładny
cytat. Dosłownie to brzmi...
i nieuleczalna choroba. - Wmawiał mi, Ŝe jest
ekscentrycznym wdowcem z kupą szmalu. Nie mówił,
Ŝe ma jakichś krewnych.
-
Gdzie on jest? - zawołała Clowance.
-
Dokładnie nie wiem. Wypuścił się po zakupy.
JuŜ kilka dni go nie widziałem.
-
A kiedy macie się spotkać? - Clowance gniotła
i szarpała pasek od torebki.
-
Dziś po zachodzie słońca.
-
Gdzie?
-
Dlaczego go szukasz? - Spojrzał na nią.
-
To chyba oczywiste. Chcę go zabrać do domu.
-
On teŜ moŜe mieć coś do powiedzenia - ostrzegł
ją Shady.
-
Pan takŜe, panie 0'Grady?
- Ja takŜe - przyznał. - Jesteśmy wspólnikami.
Clowance znów przycisnęła do siebie torebkę.
Zastanawiała się, skąd ma tyle odwagi, Ŝeby wciąŜ
patrzeć mu w oczy.
- Nie znam szczegółów tego planu, który pan
uknuł, aby oddzielić mojego dziadka od jego pieniędzy,
ale jeśli spróbuje pan go zatrzymać i nie puścić ze
mną do domu, na pewno uda mi się trafić na policję.
W oczach Shady'ego zapaliły się groźne błyski.
Clowance wciąŜ stała jak wrośnięta w ziemię. Była zbyt
przeraŜona, Ŝeby się poruszyć. Pod Ŝadnym pozorem
nie powinna była o tym wspominać. Wystarczyło
spojrzeć w akta Michaela 0'Grady, Ŝeby poznać jego
stosunek do policji. Przechylił się przez reling i spojrzał
groźnie na dziewczynę. Clowance wpatrywała się
w niego jak zahipnotyzowana. Napięcie rosło.
- Muszę uznać twoją przewagę, chudzinko. Masz
charakter - odezwał się wreszcie. Tym razem jego
spojrzenie wyraŜało zainteresowanie i prawdziwy
szacunek. Dziwnie ją oczarowało, ale kiedy się odezwał,
cały czar natychmiast prysnął. - A moŜe to tylko
-
Jego teŜ szukasz? - zapytał Shady.
-
Oczywiście, Ŝe nie. On nie Ŝyje.
-
Ale twój dziadek Ŝyje?
-
Tak...
ZauwaŜył przeraŜenie w jej oczach.
-
Chciałam powiedzieć... śyje, prawda?
-
Panno Masterson, czy przed przyjściem tutaj nie
wypaliła pani przypadkiem za duŜo trawki? - zapytał
Shady z całą uprzejmością, na jaką mógł się zdobyć.
-
Nie! Brałam tylko lekarstwo na zatoki.
-
Więc proszę mi wybaczyć następne pytanie.
- Uśmiechnął się złośliwie. - Czy moŜe uciekła pani
z domu wariatów?
-
No, wie pan! - Wreszcie się obraziła. - Proszę mi
oszczędzić tych wulgarnych przypuszczeń, panie
0'Grady i oddać mi dziadka.
-
Chudzinko, moŜesz przeszukać moją łódź od
góry do dołu. Nie ma tu niczyjego dziadka... - Urwał
i spojrzał na nią przenikliwie. - Moment. Ten twój
dziadek nie przypomina czasem Ernesta Hemingwaya?
-
Tak, tak! - zawołała radośnie Clowance. - Siwe
włosy i broda. Tylko Ŝe jest niewysoki.
-
Około siedemdziesiątki?
-
Tak panu powiedział? Rzeczywiście wygląda na
siedemdziesiąt, ale naprawdę ma osiemdziesiąt lat.
-
Szare oczy, jak twoje?
-
Zgadza się.
-
Cholera! - Shady pokręcił głową. - Ezra nic nie
mówił o Ŝadnej rodzinie. - Słowo „rodzina" wymówił
z taką odrazą, jakby to była jakaś bardzo zaraźliwa
po angielsku - tchórz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kosz-tkkf.pev.pl
  •