0542. Winston Anne Marie - Marzenia Allison, Gorący Romans

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Anne Marie Winston
Marzenia Allison
Tytuł oryginału
A Most Desirable M.D.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Doktor Kane Fortune trzasnął drzwiami miejskiego
szpitala w San Antonio. Czuł frustrację i gniew. Nie
mógł pogodzić się z faktem, że nie udało się uratować
pacjenta.
Tak jest przecież ze wszystkimi lekarzami. Najgo-
rzej, kiedy chodzi o niemowlęta. A ten przypadek był
wyjątkowo ciężki. Ojciec maleństwa załamał się i pła-
kał, dopóki jego lekarz domowy nie podał mu środka
uspokajającego. Ten młody mężczyzna tak bardzo pra-
gnął tego dziecka. Szkoda, że nie wszyscy ojcowie
czują podobnie. Jeśli kiedykolwiek będzie miał własne
dzieci, nigdy ich nie opuści. Skręcił w lewo na parking.
Ze spuszczoną głową i rękami w kieszeniach szedł
szybko w kierunku swojego forda.
Wpadł na stojącą na ścieżce kobietę.
- Przepraszam - przytrzymał ją odruchowo, żeby
nie straciła równowagi. Wtedy dopiero zauważył, kto to
jest. - Allison - powiedział zdziwiony.
Allison Preston była pielęgniarką na oddziale pedia-
trycznym. Była poważna, rozsądna i można było na niej
polegać. Bardzo ją lubił. Dwa razy w tygodniu spoty-
kali się na kawie w szpitalnej stołówce. Sam się temu
dziwił, ale była jedyną osobą, której się zwierzał ze
stresów, jakie przynosiła mu praca. Ostatnio starał się,
żeby jego przerwy w pracy wypadały w tych samych
porach, kiedy i ona była wolna.
Jednak Allison, która teraz przed nim stała, nie była
tą samą co zwykle bladą pielęgniarką, uczesaną w su-
rowy kok. Ta Allison miała burzę gęstych, kręconych,
połyskujących włosów. Pukle rozsypały jej się na ra-
miona, błyszcząc w porannym słońcu. Patrzył zauro-
czony, jak odgarniała je z czoła.
- Panie doktorze... Kane - dodała, kiedy pogroził
jej palcem, przypominając milcząco, że poza pracą ma
się do niego zwracać po imieniu. - Ja też przepraszam,
powinnam bardziej uważać.
- Byłem roztargniony. Nigdy nie widziałem cię
z rozpuszczonymi włosami - powiedział powoli. -
Masz ogromną czuprynę.
Lekki rumieniec zabarwił jej policzki. Pochyliła gło-
wę w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Właśnie. O wiele za dużą - stwierdziła. - Zastana-
wiałam się, czy jej nie skrócić, ale w końcu się nie
zdecydowałam.
Nic nie powiedział. Chciał ją błagać, żeby tego nie
robiła, powiedzieć, że o takich włosach marzy każdy
mężczyzna. Wyobrażał sobie, jak te wspaniałe włosy
spływają na niego, gdy...
O czym myśli, u diabła? To przecież Allison. Jego
przyjaciółka i powiernik.
- Kane? - patrzyła na niego z zaciekawieniem. Jej
piękne szmaragdowe oczy były szeroko otwarte. - Do-
brze się czujesz? - położyła mu rękę na ramieniu i po-
głaskała go, delikatnie i pocieszająco. - Dziecko Si-
mondów nie przeżyło, prawda?
Pokręcił smutno głową. Znów powróciły wszystkie
wątpliwości.
- Zrobiłeś, co mogłeś. Wiedziałam, że to będzie cud,
jeśli dziecko przeżyje ten tydzień. A jak ma się do czy-
nienia z taką liczbą wcześniaków z poważnymi wadami
wrodzonymi, nie można zbyt często liczyć na cuda.
- Jestem zupełnie rozbity - przyznał cicho.
Uniosła głowę i uśmiechnęła się ze współczuciem.
- To jeden z powodów, dla których jesteś naj-
lepszym lekarzem na oddziale. Tobie zależy na pacjen-
tach.
- Czasem za bardzo. Jestem wykończony. Prawie
całą noc zajmowałem się tym przypadkiem, a za kilka
godzin mam obchód. Postaram się trochę przespać.
- Mój dyżur skończył się o siódmej. Też jadę do
domu - zawahała się, ale potem uścisnęła go, dodając
mu otuchy. - Odpocznij. Nie przejmuj się tak bardzo.
Miała szczęście, że to ty byłeś jej lekarzem.
Uśmiechnęła się po raz ostatni, wsiadając do małej
czerwonej mazdy. Pomachała mu i odjechała. Kane pa-
trzył za nią, póki nie znikła mu z oczu. Czerwony spor-
towy samochód? To było dla niego szokiem, chociaż
nie wiedział dlaczego. Tak jak i jej włosy. Może Allison
nie jest tak rozsądna i zrównoważona, jak się wydaje?
Kiedy się zorientował, że nadal pociera miejsce na
ramieniu, gdzie go pogłaskała, skrzywił się. Chyba na-
prawdę jest przemęczony. Nigdy nie uganiał się za spód-
niczkami. Nie snuł też fantazji na temat pielęgniarek.
Jednak teraz zastanawiał się, jaka naprawdę jest Allison.
Na pewno jest wspaniała. W końcu był przecież męż-
czyzną i od czasu do czasu przyglądał się jej zgrabnej
sylwetce, ukrytej pod mundurkiem. Zawsze jednak opa-
miętywał się. Allison należała do nielicznych kobiet,
które niczego od niego nie oczekiwały. Większość ko-
biet, nawet nie znając jego powiązań rodzinnych, liczyła
na seks albo małżeństwo.
Lecz Allison najwyraźniej nie oczekiwała niczego.
Poczuł, jak rośnie jego zainteresowanie. Była delikatna
i łagodna. Zastanawiał się, jaka byłaby w łóżku. Łagod-
na czy namiętna?
Przestań, powiedział sobie, Allison czułaby się za-
wstydzona, gdyby wiedziała, o czym myślisz.
Wyrzucając z myśli niepokojące obrazy, wsiadł do
samochodu i pojechał do domu matki, który był nieda-
leko od szpitala. Dom był zbudowany na nowym osied-
lu w San Antonio. Widok rozłożystej willi w stylu śród-
ziemnomorskim zawsze zapierał mu dech w piersiach.
Wychował się w skromnych warunkach. Matka
z trudem zapewniała dzieciom dach nad głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kosz-tkkf.pev.pl
  •