0623. DUO Wright Laura - Dobry wybór księcia Maxima, Gorący Romans

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Laura WrightDobry wybórksięcia MaximaROZDZIAŁ PIERWSZYFrancesca Elf, mimo swego baśniowego nazwiska, nie wierzyła wbajki i zawsze uważała się za osobę twardo stąpającą po ziemi. Ale w takiejscenerii, w jakiej właśnie się znalazła, nawet ona mogła zmienić zdanie.Nie mogła się napatrzeć naśredniowiecznąfortecę, nad którą wrześkim porannym wietrzełopotałafioletowo-złota flaga królestwaLlandaronu. Siedmiopiętrowe zamczysko zbudowane z bloków białegoongiś kamienia, poszarzałego przez stulecia, wznosiło się dumnie nawysokiej, skalistej skarpie tuż nad brzegiem morza. Wiodły doń schodywyciosane z jasnoszarego granitu. Ten, kto je pokonał, stawał przed bramątwierdzy, w której widniała masywna, spuszczana krata. Dziesiątki okienokolonych zimozielonymi pnączami lśniło w słońcu. Po obu stronach tejimponującej budowli w lazurowe niebo strzelały potężne wieżyce.Fran z rozkoszą wdychała woń wrzosów i zapach morskiej wody,leniwie liżącej piaszczystą plażę. Na chwilę zapomniała o zwykłych,codziennych sprawach i o tym, co ją tutaj przywiodło.- Witamy w Llandaronie, panienko - ozwał się znienacka głosmężczyzny, który mówił po angielsku z charakterystycznym miejscowymakcentem.Fran wzdrygnęła się, gdyż sądziła,żepoza nią nie ma nikogo wpobliżu. Odwróciła się szybko i ujrzała ogrodnika, który przycinał właśniedługie wąsy słodko pachnącego powoju.- Coś mi się widzi,żepanienka dopiero tu przyjechała. Jest na czymzawiesić oko, prawda?Magiczna chwila rozwiała się jak mgła i ustąpiła rzeczywistości. Frannie przyjechała do Llandaronu, aby pogrążyć się wświeciefantazji.1SRPrzybyła na tę małą wyspę, gdyż zaangażowano ją tu do pracy, za którąwynagrodzenie miało jej umożliwić realizację upragnionego celu. Od wielulat Fran marzyła bowiem o otwarciu w Los Angeles własnej lecznicy dlazwierząt- Ma pan rację - odparła. - Nazywam się Elf, jestem lekarzemweterynarii i nigdy przedtem nie widziałam tego wspaniałego zamku.Właśnie tu przyjechałam. Szukam stajni. Czy mógłby mi pan wskazaćdrogę?- Jasne, proszę tylko iść prosto tąścieżkąi za chwilę będzie panienkana miejscu. I proszę pytać o Charliego, on tam wszystkim rządzi i panienkęoprowadzi.- Bardzo dziękuję - uśmiechnęła się Fran i ruszyła wykładanąkamieniami dróżką, rozglądając się ciekawie wokoło.Czytała w przewodnikach,żezwłaszcza wiosną Llandaron słynie z„dzikiego piękna pejzażu i wspaniałej, bujnej zieleni". To prawda,pomyślała, ale ten i inne opisy nie oddawały prawdziwej urody wyspy. Idącprzez idealnie wypielęgnowany ogród, opadającyłagodniew stronęimponujących rozmiarów stajen, widziała w oddali urzekające zieleniątrawniki, pagórki porośnięte drobnym, czerwonym kwieciem i połaciefioletowych wrzosów pośród starannie przyciętych krzewów i starychdrzew. Llandaron, maleńka wysepka u wybrzeży Walii, zdawała się należećdo innegoświata.Mocno przyciskając do siebie czarną torbę z lekami i narzędziami,Fran podniosła wyżej głowę i zdecydowanym krokiem, który, jak miałanadzieję, dowodził jej pewności siebie, podeszła doświeżoodnowionych,nowoczesnych stajen. W pięknie utrzymanych, czyściutkich boksach zarżałySR2na jej widok konie. Zatrzymała się na chwilę i każdego pogłaskała po pysku,po czym długim korytarzem ruszyła na poszukiwanie Charliego.Gdy dotarła do ostatniego boksu, nagle stanęła jak wryta na widokwspaniale zbudowanego mężczyzny, który stojąc do niej plecami przerzucałsiano do następnej przegrody. Miał na sobie tylko wypłowiałe dżinsy iznoszone, wysokie buty. Fran nie mogła oderwać od niego oczu.Mężczyzna musiał jednak usłyszeć jej kroki, bo odwrócił się iuśmiechnął szeroko, widząc jej zakłopotanie.- Witam panią - odezwał się dźwięcznym barytonem.Fran, która zawsze zachowywała zdrowy dystans wobec mężczyzn,przez chwilę nie mogła wydusić słowa. Ten człowiek wyglądał jak młodybóg - bardzo wysoki, o gęstych, falujących, czarnych włosach, wyrazistych,regularnych rysach i głęboko osadzonych, ciemnoniebieskich oczachokolonych ciemnymi rzęsami. Takiego mężczyzny nigdy wżyciuniespotkałaZ największym trudem wzięła się w garść, odchrząknęła iodpowiedziała głosem znamionującym pewność siebie, której bynajmniejnie odczuwała:- Dzień dobry. Domyślam się,żepan nazywa się Charlie.- Domyśla się pani? - odrzekł mężczyzna, opierając się od niechcenia oframugę drzwi.Z tonu jego głosu Fran nie mogła odgadnąć, czy jego odpowiedź jesttylko pytaniem, czy też potwierdzeniem, ale wolała na niego nie naciskać.Wżadnymwypadku nie chciała,żeby ten facet się zorientował, jak bardzojego widok wytrącił ją z równowagi.- A ja jestem doktor Francesca Elf, ale proszę nazywać mnie Fran.SR3W jego niezwykłych oczach dojrzała błysk wskazujący,żewie, kimona jest.- Jest pani lekarzem weterynarii i przyjechała pani z Ameryki, prawda?- Z Kalifornii.- Blondynka,ładnieopalona, długonoga, o pięknych oczach.Dziewczyna z Kalifornii - skonstatował mężczyzna, przyglądając się jej zzainteresowaniem.Mimożebyła ubrana w skromne beżowe, lniane spodnie i niebieskąbluzkę z rękawami dołokci,pod jego natarczywym wzrokiem Fran poczułasię tak, jakby miała na sobie tylko skąpą koronkową bieliznę. Wbrew swojejwoli, zarumieniła się aż po uszy. Nigdy się jej to nie zdarzało, nie była prze-cież panną ze wsi i dobrze wiedziała, jak ustawić zbyt pewnych siebiefacetów, tak by się nigdy nie domyślili,żepod maską kobiety opanowanej ichłodnej kryje się osoba nieśmiała i wrażliwa.Fran zignorowała jego uwagę, odwróciła wzrok i zaczęła się rozglądaćwokół siebie. Po swojej prawej stronie ujrzała przestronne pomieszczenie,które służyło za biuro, wygodnie umeblowane i estetycznie urządzone, zdużymi oknami wychodzącymi na trawnik ozdobiony kwietnym klombem.Przy otwartym wykuszowym oknie, w smudze słońca, spostrzegła namiękkim, zielonym posłaniuślicznąsukę, charcicę irlandzką, w mocnozaawansowanej ciąży. Właśnie do niej sprowadzono tu Franceskę aż zKalifornii.Jeszcze dziesięć dni temu Fran w ogóle nie miała pojęcia o istnieniukróla Olivera i jego charcicy. Niewiele wiedziała też o samym Llandaronie,aż do chwili, kiedy jej partnera i prawie narzeczonego, doktora DennisaCavanaugh, zawezwano tam w charakterze „królewskiego weterynarza".Dennis, ceniony wświecie śmietankitowarzyskiej Los Angeles, bardzo4SR [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kosz-tkkf.pev.pl
  •